środa, 25 maja 2016

Przystanek II- Siem Reap


Dziś zapraszam do Siem Reap. Gotowi? No to ruszamy.

Siem Reap to miasto, które odwiedza chyba KAżDA osoba przybywająca do Kambodży. Dlaczego? Oczywiście z powodu Angkor Wat- największego kompleksu świątyń na świecie. To dla wielu jedyny powód, dla którego odwiedzają Kambodżę (!?), a dzięki temu Siem Reap jest o każdej porze pełne turystów. O świątyniach rozpiszę się jednak innym razem.

Dziś miasto. Siem Reap zyskało moje uczucie dzięki ludziom, których miałam okazję tam poznać. Najpierw G.- wspominany już Włoch, z którym spędziłam całą dobę na wędrówkach po kolejnych świątyniach, spacerze po mieście i wygłupianiu się w hostelowym basenie. Później ludzie lokalni- poznani w trakcie wizyty w szkole, zwiedzania fabryki jedwabiu i lokalnej szkoły rzemieślnictwa. A na końcu M.&T.- mój dream team, z którym przez 3 tygodnie przemierzałam miasta, miasteczka, wsie, dżungle, wyspy. Jakże więc nie mieć sentymentu do tego miejsca?

Nie od razu jednak miasto przypadło mi do gustu. Po kilkudniowym pobycie w wielkim Phnom Penh wszystko wydawało mi się tu małe. Brakowało mi chaosu i wysokich budynków, rzeki (bo ta przepływająca przez Siem Reap była stosunkowo mała) i mojej wieczornej rutyny. Do tego upał dawał się we znaki, co utrudniało poznawanie kolejnych zakątków miasta. W pierwszym dniu pobytu po raz pierwszy odwiedziłam Angkor Wat, a do centrum miasta zawitałam tylko wieczorem- totalnie wyczerpana i głodna jak wilk. W drugim dniu przyszło mi pożegnać się z G. co obniżyło mój nastrój. Ruszyłam jednak przed siebie i zdecydowałam, że nie warto tak szybko odbierać mu szansy. Szczególnie mając wspomnienie pierwszego wrażenia jakie wywołało na mnie Phnom Penh.

Pagoda
. Trafiłam tu zupełnie przypadkowo. Postanowiłam udać się do Pałacu Królewskiego i muzeum (którego ostatecznie nie odwiedziłam, bo wędrówka z końcówką wody w południe w 40 stopniowym upale odebrała mi na chwilę chęć życia) i po drodze natrafiłam na Pagodę. Oczywiście jak zwykle w takich miejscach stanęłam zauroczona otaczającymi mnie świątyniami, kolorowymi rzeźbami, wszechobecnymi kwiatami i kwitnącymi krzewami. Humor i motywacja do zwiedzania wróciły. Na chwilę... Kolejne godziny upłynęły na spacerze brzegiem rzeki i pokonywaniu kolejnych kilometrów. Jak już wspomniałam: nie odwiedziłam muzeum, byłam już bliska śmierci, bo po drodze nie natrafiłam na ani jeden sklep z wodą, a temperatura wzrastała z godziny na godzinę.







Siem Reap pozostanie dla mnie miejscem sentymentalnym dzięki temu, że spędziłam kilka uroczych chwil z lokalną ludnością. Któregoś upalnego dnia udałam się na poszukiwanie szkoły rzemiosła. Gdybym dobrze przestudiowała mapę pewnie zobaczyłabym, że spacer na trasie hostel-szkoła powinien zająć mi około 6 minut. Ale nie. Postanowiłam pobłądzić trochę po mieście, zgubiłam się z 5 razy i kiedy już straciłam nadzieję dotarłam do celu. Przed tym jednak zobaczyłam informację umieszczoną przed jedną ze szkół podstawowych: wolontariusze poszukiwani. Jeśli masz czas przyjdź między godziną 16 i 18 i pomóż dzieciom w nauce języka angielskiego. Zastanawiałam się przez jakąś sekundę. Mam jeszcze 4 godziny, odwiedzę liceum, wrócę do hostelu, wezmę prysznic i ruszę do dzieciaków. Ekscytacja!

Ale po kolei... Artisans Angkor to lokalna szkoła rzemiosła, którą otwarto pod koniec lat 90. Celem jest pomoc młodym ludziom w znalezieniu pracy w swoim regionie. Szkoła oferuje swój własny program treningowy. Od 2012 roku w treningu wzięło udział ponad 260 osób. Obecnie w Kambodży można znaleźć 48 sklepów z wyrobami wychodzącymi spod rąk lokalnych artystów i uczniów. 14 z nich znajduje się na terenie prowincji Siem Reap, gdzie zatrudnia się ponad 1200 osób z czego ok. 800 to artyści.
Program skierowany jest do młodych ludzi, duża ich cść ukończyła edukację na wczesnym poziomie. Szkoła oferuje im program treningowy trwający od 6 do 9 miesięcy. Po nauce znaczna większość z nich znajduje zatrudnienie.
W jakim kierunku można się szkolić? Znajduje się tu 6 warsztatów:
1. wyroby z kamienia i drewna
2&3. jedwab (produkcja&malowanie jedwabiu)
4. ceramika
5. wyroby ze srebra
6. malowanie/lakierowanie (?)

To, co jest szczególnie ważne to fakt, że artyści za swoją pracę otrzymują adekwatne wynagrodzenie, a także ubezpieczenie zdrowotne i pomoc socjalną (a to jak na kambodżańskie warunki naprawdę dużo!). To jedna z tych idei, która w doskonały sposób wspiera lokalnych ludzi- oferując im edukację i pracę, region- otwierając kolejne sklepy i warsztaty, kraj- kontynuując tradycję, promując khmerskie wyroby etc.
W trakcie zwiedzania szkoły można z bliska przyglądać się kolejnym etapom produkcji. Jest to jedno z tych miejsc, które naprawdę warto odwiedzić będąc w Siem Reap. W dodatku wstęp jest całkowicie bezpłatny.












Istnieje także możliwość wycieczki do fabryki jedwabiu, gdzie ponownie można przyjrzeć się z bliska jak wygląda cały proces jego powstawania. Wycieczka trwa około dwóch godzin i... tak! znów nie kosztuje cię ani jednego dolara!
Fabryka jedwabiu to jedno z tych miejsc, gdzie zaczynasz doceniać swoją pracę, bo przyglądając się kobietom, które po kilka godzin dziennie siedzą w jednej pozycji i wykonują tę wymagającą niezwykłej precyzji i cierpliwości pracę, cieszysz się, że to nie ty jesteś na ich miejscu. Co ważniejsze- wiesz już dlaczego wyroby z jedwabiu kosztują tyle ile kosztują i przestajesz targować się przy ich zakupie. Za taką pracę powinno dostawać się tysiące. Przy okazji wizyty w szkole zagadał do mnie jeden z pracowników i... dostałam zaproszenie na randkę. Od Khmera! Ku uciesze jego znajomych i wszystkich oczekujących na autobus turystów. Randka ostatecznie nie doszła do skutku, ale mój niedoszły wybranek serca pisze do mnie od czasu do czasu. Ahhh! :)


Gdzie ta khmerska nieśmiałość!?















A teraz powróćmy do szkoły podstawowej. Około godziny 16 pełna ekscytacji stanęłam przed bramą szkoły, gdzie natychmiast powitała mnie grupka uczniów, a po 5 sekundach odpowiadałam już na pytania w stylu: what is your name? how old are you? how are you? Zaprowadzono mnie do odpowiedniej klasy, a po chwili stałam już przed tablicą z linijką w ręce w prawie nowej roli nauczycielki (pierwsze doświadczenie w tej kwestii już za mną). Jak wyglądała lekcja w klasie? Ano miałam przed sobą gromadkę dzieciaków w wieku od 5 do 13 lat. W trakcie zajęć dzieci skaczą po ławkach biegają, jedzą, krzyczą, śpiewają, tańczą, zaczepiają nową nauczycielkę (:)), na koniec śpiewają dla niej piosenkę, przychodzą się pożegnać, przytulają i idą do domu. Chaos, gwar i ciepło. To jedno z tych doświadczeń, które na długo zapadnie mi w pamięć.
Po lekcji z dzieciakami czas na wizytę w klasie studentów. Przychodzą tu raz w tygodniu, by podszkolić się w konwersacjach i zagadnieniach gramatycznych. Tym razem znalazlam się pośród fantastycznej grupy w wieku 16-23 lat. Początkowa obustronna nieśmiałość szybko odeszła w kąt i przez kolejną godzinę słuchałam studentów, po to by później zostać zasypaną ich pytaniami. Wizyta w lokalnej szkole była świetną decyzją. Kto wie, może kiedyś ponownie wcielę się w rolę nauczycielki :)




Siem Reap to także Pub Street. To tutaj imprezy trwają do białego rana, a bary/kluby można znaleźć na każdym kroku. Muzyka na żywo, happy hour, piwo za pół dolara, karaoke, fantastyczne jedzenie, uliczne sklepiki z koktajlami i shakami i smażonymi tarantulami, rybki "oferujące" masaż, salony manicure i pedicure (panie widząc stan moich paznokci i stóp non stop namawiały mnie do skorzystanie z oferty, ale byłam tak dumna z powrotu do mojej "dzikiej strony", że za każdym razem odmawiałam). Pub Street i Targ Nocny sprawiały, że w godzinach wieczornych/nocnych miasto ze stosunkowo cichego i spokojnego miejsca stawało się gwarne i pełne życia. I takie je właśnie zapamiętam.






















Wrócę i tam.
Do zobaczenia w Battambang!

Panna D.