Can
Tho pozostanie jednym z tych miejsc, do których przywiodła mnie moja
intuicja. To miasto, do którego nie do końca było mi po drodze, a gdy w
końcu zdecydowałam, że jednak tam zawitam nastawiłam się na 2-dniowy
wypad. Ostatecznie zostałam 5 nocy, a po 5 tygodniach weszłam na pokład
samolotu lecącego z Hanoi do Can Tho pokonując tym samym prawie 1700 km
trasę i zostałam tam kolejne 6 dni. Tym samym jest to
miejsce, w którym spędziłam najwięcej czasu w Wietnamie i nie żałuję ani
jedej sekundy.
A wszystko zaczęło się od hostelu. Gdy przed
wyjazdem przeglądałam różne opcje zakwaterowania w Can Tho mój wzrok
padł na NS. Widok tego miejsca od razu przywiódł mi na myśl mój ukochany
kambodżański Kampot. Od tej pory nie potrafiłam wyrzucić ze swojej
głowy tego niezwykłego ośrodka.
O samym Can Tho wiedziałam mało.
Właściwie cała moja wiedza ograniczała się do tego, że miasto położone
jest w Delcie Mekongu. Do Delty Mekongu chciałam zawitać już rok
wcześniej, wiedziałam, że właśnie tam spotkam się z najprawdziwszym
azjatyckim życiem. Niestety nie starczyło mi na to czasu, ale co się
odwlecze to nie uciecze. Tym razem dysponowałam większą ilością czasu i
wiedziałam, że chcę na własne oczy zobaczyć największy w Azji
Południowo-Wschodniej pływający targ. Nie wiedziałam tylko, jak
zorganizować całą podróż. Początkowo najrozsądniejszą opcją wydawała mi
się wycieczka zorganizowana i gdy byłam już bliska skorzystania z
jednej z ofert przed oczami stanął mi obrazek z NS. Miałam świadomość,
że gdy skorzystam z usług biura nie będę mogła zatrzymać się w tym
niezwykłym miejscu. Z uśmiechem na ustach i pustymi rękami opuściłam
agencję. Postanowiłam zorganizować wszystko na własną rękę i będę sobie
za to wdzięczna do końca życia, bo to właśnie dzięki tamtemu
postanowieniu poznałam swoich nowych znajomych.
Gdy po
kilkudziesięciu godzinach siadam w autobusie sypialnym moja ekscytacja
osiąga niezywkle wysoki poziom. Po 2 godzinach jazdy ruch na drodze
nieco maleje, a krajobraz zmienia się nie do poznania. Wszędzie dostrzec
można bananowce i ogromne hektary pól. Jadę do miejsca, które dzięki
niezwykle żyznym glebom nazywa się spichlerzem Wietnamu/miską ryżu. To
właśnie na południu kraju można spotkać kilkadziesiąt gatunków owoców i
warzyw. Wielu z nich nie będę w stanie nazwać, nie mam pojęcia czym i
jak się je spożywa, ba, połowy z nich nie widziałam nigdy na oczy. Od
tej pory codziennie pod okiem moich nauczycieli będę uczyć się nazwy
poszczególnych drzew i krzewów, sposobów obierania i jedzenia owoców.
Jagodzin rambutan i milk apple (nie mam pojęcia czy istnieje polskie
słowo) staną się moim ulubionym deserem. Nim jednak dotrę do swojego
raju czeka mnie pierwsza przygoda z taksówkarzem, który nie mówi słowa
po angielsku i który nie ma pojęcia, gdzie znajduje się moja miejscówka.
Wiedziałam, że wybrałam sobie miejsce położone poza miastem, w środku
wioski, nie wiedziałam jednak, że znajduję się na aż takim "zadupiu". Z
pewnym strachem obserwuję, jak coraz bardziej oddalamy się od
cywilizacji, jednak jedna sekunda w NS wystarcza, by totalnie się
zauroczyć i zabookować kolejne 3 noce.
Już na progu wita się ze
mną przeurocza A., która stanie się moją pierwszą nauczycielką
wietnamskiego. Nim się objerzę siedzę przy stole z dwójką
dwudziestokilkuletnich pracowników, którzy bardzo chcą poćcwiczyć swój
angielski. Jedna z najlepszych lemoniad, jakiej przyszło mi skosztować
stoi przede mną, a my po 5 minutach mamy wrażenie, że znamy się od
tygodnia. I tak to się właśnie zaczęło. Właśnie w tamtym miejscu
przyjdzie mi poznać moich najlepszych wietnamskich przyjaciół, za
którymi tęsknie każdego dnia. To właśnie z nimi odbędę kilkadziesiąt
interesujących rozmów, to oni będą odpowiadać na moje zawiłe pytania o
tradycje, zwyczaje, zachowania typowe dla Wietnamu, to z nimi będę
toczyć dyskusje o randkowaniu, miłości, życiu seksualnym, to oni będą
uczyć mnie wietnamskiego, tańczyć ze mną w deszczu, uczyć nazw drzew i
krzewów, zabierać do miasta i zapoznawać mnie z tutejszymi przysmakami, lokalnymi restauracjami i street food.
Jakby tego było mało
miejsce, w którym się zatrzymałam to mój raj na ziemi. Rzeka, bungalow,
hamaki, cisza i spokój, zwierzyniec, bananowce, wiszący most, rowery,
świetne jedzenie, tanie piwo, wino ryżowe, samo serce wioski. Nie mogłam
trafić lepiej. Nieprzypadkowo, gdy ktoś powie WIETNAM to przed oczami
staje mi Can Tho. To miejsce, do którego będę miała największy sentyment
i za którym będę tęsknić najbardziej.
|
zachód słońca nad Mekongiem |
|
Delta |
|
nie ma jak u mamy |
Can Tho to największe miasto delty oraz centrum administracyjne i handlowe regionu. Miasto to liczy sobie 2 mln mieszkańców, których znaczna część trudni się rolnictwem, handlem, a także turystyką.
W 1966 roku otwarto tu uniwersytet, którym skupia się głównie na nauce o rolnictwie, agroturystyce i środowisku naturalnym.
Gdy po raz pierwszy wybieram się na wycieczkę do miasta staję urzeczona. Mam tu rzekę, deptak pełen rodzin z dziećmi, uczniów relaksujących się po całym dniu nauki, seniorów uprawiających sport. Wieczorami skwer przyciąga masę ludzi tworząc niezwykle barwny obrazek. Dzieciaki szaleją, młodzież zaznaje wolności, zakochani przytuleni przesiadują godzinami na ławkach. Mieszkańcy zdecydowanie różnią się od tych z HCM- są bardziej otwarci, ciekawi, uśmiechnięci. Nie ma minuty, w której nie odpowiadałabym na pozdrowienia i uśmiechy. Dzieciaki spragnione kontaktu podbiegają wołając "hello", a rodzice przyglądają się temu z czułością i radością. Maszeruję miastem i nie przestaję się uśmiechać. Zachwycam się tutejszą architekturą, światełkami, którymi udekorowane jest całe miasto, kwiatami i tętniącym życiem. To tutaj zostaję po raz pierwszy "zaatakowana" przez grupę Azjatów, którzy koniecznie chcą mieć ze mną zdjęcie. Sesja trwa dobre 5 minut, gdyż co chwile zmienia się konfiguracja: zdjęcie z paniami, panami, dziećmi, z całą rodziną, pojedyncze etc.
|
Uliczne jedzenie w centrum miasta |
Dzięki mojej taksówkowej przygodzie z szaloną panią kierującą pojazdem (https://www.facebook.com/wciaglymruchu/posts/1273703586042286)
zaprzyjaźniam się z H. i to on stanie się moim przewodnikiem i
nauczycielem. Wieczorem wskakujemy na skuter i jedziemy odkrywać kolejne
restauracje, street foody i parki. H. poza doskonałym towarzystwem,
oferuje mi to, czego szukam- miejsca lokalne. Razem odwiedzamy
miejscówki, w których jestem jedyną osobą białą, co oczywiście zawsze
przyciąga uwagę innych. Gdy przekraczamy progi kolejnych "restauracji"
lub idziemy na spacer po parku czuję się jak małpka. Na szczęście uwaga
skierowana na moją osobę ma pozytywny wymiar- właściciele restauracji
zagadują, mijający nas Wietnamczycy uśmiechają się, a ja czuję, że to
właśnie tutaj zostanie największa cząstka mnie. Gdy po 5 tygodniach
wracam do Can Tho jedna z właścicielek restauracji rzuca mi się na szyję
krzycząc równocześnie, że mnie pamięta, właściciel stoiska z lodami
także mnie rozpoznaje. Jestem w swoim wietnamskim domu!
Can Tho
to także moje drugie (po Hoi An) kulinarne niebo. To tutaj zakochuję się
w smaku szczura, tak jadłam SZCZURA, nawet dwukrotnie, węża, krokodyla.
Pochłaniam raki, ośmiornice, kalmary. To tutaj uczę się, jak jeść
wietnamskie naleśniki i to tutaj zapoznaję się z winem ryżowym, w którym
pływają trzy kobry. Wpis o jedzeniu pojawi się za jakiś czas.
Dni upływają mi na relaksie, nauce języka
wietnamskiego, rozmowach z moim ukochanym teamem, wycieczkach rowerowych
po okolicznych wioskach. Can Tho będzie miejscem, z którym najtrudniej
było mi się pożegnać. I to właśnie tam udam się na pierwszym miejscu, gdy powrócę do Wietnamu.
A teraz zgodnie z tradycją czas na Can Tho oczami Panny D.:
|
Szczęśliwa Panna D. |
|
wszechobecny wujek Ho |
|
Domy na wodzie |
|
domy na wodzie |
Kolejnym razem zaproszę Was na najbardziej charakterystyczną atrakcję delty Mekongu- targ na wodzie. To największy pływający targ w Azji Południowo-Wschodniej. Pokażę także zdjęcia z tradycyjnego wietnamskiego targu (żaby pozbawione skóry i głów i inne "atrakcje").
Pojedziemy także na wycieczkę rowerową po okolicach- odwiedzimy fabrykę wina ryżowego, lokalną szkołę, pagodę, gabinet lekarski, fabrykę ryżu. Pojawi się nieco więcej praktycznych informacji.
Zapraszam! :)