wtorek, 23 lutego 2016

Podróże małe i duże czyli podsumowanie roku 2015 część II

Cść druga mojej rekordowej notki.

Lipiec to kolejna wizyta w Polsce. Tym razem plan zakładał odwiedzenie rodzinnego miasta, a następnie udanie się do Trójmiasta i spędzenie tam kilkunastu dni. Tęsknota za Morzem Bałtyckim towarzyszyła mi przez kilka ubiegłych lat. Całe dnie mogłam opowiadać o ukochanych nadbałtyckich miejscowościach, koloniach, które przyszło mi tam spędzić, ludziach, których miałam okazję poznać. W końcu podjęłam decyzję: nie ma co tęsknić, pora odkryć przed Waćpanem kolejny zakątek Polski. Urlop nad morzem okazał się strzałem w dziesiątkę. Udało nam się zwiedzić całe Trójmiasto (do dzisiaj tęsknym okiem spoglądam na zdjęcia z Gdańska), nadrobić zaległości w kuchni polskiej, rozkochać się w Helu, kąpać się w morzu i stwierdzić, że był to jeden z najlepszych wypadów.





W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w ukochanej Warszawie, z którą jak zwykle trudno nam się było pożegnać.



Wrzesień (sierpień był miesiącem, w którym w moim życiu pojawiło się zbyt wiele zmian i nie było czasu na podróżowanie) to wycieczka do Kandersteg. Miejsce to razem z Engelbergiem i Mürren klasyfikuje się u mnie na szczycie listy najpiękniejszych miasteczek alpejskich. Gdyby nie fakt, że praca wzywała, pewnie wciąż siedziałabym nad brzegiem jeziora Oeschinen i wpatrywała się w ukochane Alpy.
O Kandersteg pojawiło się już kilka zdań w związku z grudniowym wypadem na łyżwy, ale pewnie jeszcze kilkakrotnie wrócę do tego miejsca.







Październik to Polska. Wyjątkowo spokojny wyjazd.

Listopad to kolejna wizyta w Lucernie. Ale o tym było całkiem niedawno.



Grudzień to wycieczka do Berna w celu załatwienia paszportu. Wypad ten miał się stać tematem mojej osobnej notki, ale ze względu na swój pesymistyczny charakter odłożyłam jego udostępnienie na wciąż nieokreśloną datę. Przez kilka godzin spędzonych w siedzibie rządu Szwajcarii (Berno NIE JEST stolicą!) chodziła za mną kłątwa i tym samym wypad nie należał do najbardziej udanych. Dam jeszcze szansę miastu i odwiedzę je ponownie któregoś wiosnennego lub letniego dnia.


Grudzień to także wypad na łyżwy do ukochanego Kandersteg. Ale o tym było już kilka postów wcześniej. Nie ma co się powtarzać.

Mam nadzieję, że rok 2015 to tylko początek mojego intensywniejszego podróżowania i odkrywania nowych miejsc. Moim celem jest minimum jeden wypad/jedna podróż w miesiącu. Nieważne czy będzie to zwiedzanie miasteczka położonego nieopodal Zurychu czy też daleka wyprawa. Postanowiłam, że postaram się zredukować do minimum wydatki na kosmetyki/ciuchy/inne przedmioty materialne, a w zamian za to pozwolę sobie na częstsze wizyty we wciąż nieznanych mi miastach/państwach. Póki co Kambodża totalnie rujnuje mój budżet, ale czego się nie zrobi dla przygody. Mam nadzieję, że starczy mi zapału i motywacji do dotrzymania mojego postanowienia.


Rekordowa notka. Brak Internetu służył. Jeśli ktoś miałby jakieś pytania dotyczące powyżej opisanych miejsc/innych miejsc w Szwajcarii, które są warte odwiedzenia to zapraszam! Chętnie podzielę się moją skromną opinią.

A póki co czas się w końcu ogarnąć i przygotowywać do największej i najbardziej szalonej wyprawy. Panika o dziwo wciąż nie zawitała w moim życiu, ale powoli męczą mnie kalkulacje i tworzenie w głowie listy rzeczy, które muszę jeszcze załatwić lub nabyć. Czeka mnie nerwowy tydzień, ale damy radę. Nie ma innej opcji (:



Pozdrawiam ciepło,
Panna D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz