poniedziałek, 28 grudnia 2015

Oeschinensee



Plan na niedzielę zakładał:

1. długi sen i wypoczynek w celu zregenerowania sił i traumy związanej z niemożnością spędzenia świąt w Polsce i spędzenia ich w miejscu pracy.
2. zdjedzenie czegoś pysznego (bo w święta królowała pizza i chleb).
3. zrobienie czegoś szalonego.

Punkt pierwszy okazał się trudny do realizacji, gdyż kłócił się  z punktem trzecim. Kilka dni temu przeglądając prasę (zapewne przeglądałam Facebooka, ale prasa brzmi mądrzej) moje oczy skupiły się na pewnym zdaniu: Kandersteg, jezioro Oeschinen zamarzło pierwszy raz od 19 lat. Dopóki pozwolą na to warunki, czyt. dopóki nie spadnie śnieg, jezioro będzie pełniło rolę ogromnego lodowiska. Po przeczytaniu takiej informacji bardzo trudno jest o niej zapomnieć. Próbowałam, przez jakieś kilka godzin. A później postanowiłam, że wyjazd do Kandersteg i ślizganie się po zamarzniętej tafli jeziora otoczonego ze wszystkich stron Alpami, będzie prezentem podarowanym samej sobie, a zarazem motywatorem do przetrwania świąt w pracy.

I tu cofniemy się w czasie o jakieś 14 lat...

Panna D. wciąż pamięta dzień, w którym pierwszy raz założyła na swoje stopy łyżwy. Pierwsze kroki stawiane na lodzie były ostrożne, ale już po 5 minutach 11-letnie dziewczę było w stanie jeździć do przodu, tyłu, po skosie. Przekładanka okazała się dziecinnie prosta, a piruety nie stanowiły żadnego problemu. No dobrze, żartowałam... W trakcie pierwszych kilka(nastu) pobytów na lodowisku największym przyjacielem Panny D. była barierka, którą pokochała tak bardzo, że nie chciała się od niej odkleić. Nadszedł jednak dzień, w którym dziecko za swoje własne pieniądze zakupiło upragnione łyżwy. I to one pozwoliły jej nabrać pewności siebie i oderwana się od barierki. Tak zaczęła się kilkuletnia przygoda Panny D. z lodowiskiem. Cotygodniowy pobyt na lodowisku stał się tradycją (a to dzięki mamci, która woziła dziecinę do innego miasta i pozwalała na rozwijanie swojej pasji :)), a dziecię odliczało dni do kolejnej możliwości włożenia łyżew.

Rozpoczęcie studiów to czas,w którym pasja łyżwiarska uległa zapomnieniu. Dopiero w Szwajcarii wyjęłam z torby swoje ukochane łyżwy. Niestety z niewyjaśnionych powodów odwiedziłam tutaj lodowiska zaledwie kilka razy. Gdy trafiłam na informację o zamarzniętym jeziorze Oschinen odżyły wszelkie wspomnienia. Nie ma co się zastanawiać! Pakujemy łyżwy, kupujemy bilety i jedziemy w stronę Kandersteg, w którym ostatni raz gościliśmy we wrześniu i wróciliśmy totalnie oczarowani. W pociągu, który okazał się dziwnie tłoczny, zastanawiałam się czy jezioro będzie prezentować się równie zachwycająco w kolorze bieli. Rozważania przerwała mi obecność innych pasażerów, a może raczej tego, co mieli w rękach, skrywali pod fotelami i w torbach. Otóż okazało się, że z okazji ślizgania się po lodzie postanowiła skorzystać połowa mieszkańców Szwajcarii i jakieś 10% populacji ludzi zamieszkujących państwa graniczące ze Szwajcarią. Reszta drogi minęła na obstawianiu, jak długo będzie czekać na wolną kolejkę gondolową.



O tym piszą gazety. 
Pierwsza godzina oczekiwania minęła dość szybko. W miarę zbliżania się do kasy atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Doszło nawet do spektakularnej kłótni pomiędzy jedną panią stojącą w kolejce, a pasażerką auta usiłującego wjechać na parking. Panie były o krok od użycia siły, ale ktoś przekonał je, że powinny powstrzymać się od przemocy, gdyż świadkami byłyby dzieci (które pewnie uznałyby to za wielką atrakcję). 

Reszta drogi przebiegła bez problemów. Po kilku minutach jazdy znaleźliśmy się na wysokości 1682 metrów nad poziomem morza. Otaczały nas ukochane Alpy, a bezchmurne niebo tylko wzmacniało ich urok. Przed nami jeszcze 20-minutowy spacer (w przypadku Panny D. trwa on nieco dłużej, gdyż aparat nie lubi bezrobocia i bezczynności, a Panna D. nie lubi walczyć z aparatem) i naszym oczom okazała się w końcu atrakcja dnia/miesiąca(?).





Zanim udało nam się dotrzeć na miejsce obawiałam się, że tłumy, które ściągnęły do Kandersteg nie pozwolą na swobodne poruszanie się po "lodowisku". Najwyraźniej zapomniałam, że jezioro jest na tyle duże, że bez żadnego problemu znajdzie się miejsce, dla każdego miłośnika jazdy na łyżwach/butach. Powierzchnia jeziora zajmuje 111 ha (1.6 km długość, 1 km szerokość) i poza niewielkim obszarem, całość jeziora jest oddana do dyspozycji turystów.














Projekt bańki!




Kolejne dwie godziny poświęciliśmy na śmiganie po całym terenie "lodowiska" i robieniu powyższych i poniższych zdjęć. Radość z tej wspaniałej atrakcji czerpali dorośli, dzieci, niemowlaki w pchanych przez rodzicach wózkach, a nawet psy. Lód, poza początkowym, najbardziej wyjeżdżonym odcinkiem, był względnie gładki. Jazda po nim to sama przyjemność. Byłam szczęśliwa, że postanowiłam zmobilizować swoje ciało do wczesnego wstania i swój portfel do wydania niemałej kwoty na bilet. Jazda na łyżwach w otoczeniu Alp okazała się jednym z najpiękniejszych momentów roku 2015 (a tych było całkiem sporo) i z pewnością gdyby tylko Kandersteg znajdował się nieco bliżej Zurychu, a tym samym koszt biletu byłby niższy, wróciłabym tam jeszcze za kilka dni.



Polecam, polecam, polecam!
Jak sprawić, że nagle obok ciebie pojawi się gromadka dzieci? Kupić bańki!


Informacje praktyczne:

Dojazd z Zurychu do Kandersteg zajmuje ok. 2 godzin (przesiadka w Bernie). Bilet to koszt ok. 60-70 chf z Halbtaxem. My postawiliśmy na bilet całodzienny obowiązujący na terenie całej Szwajcarii (73chf). Od poniedziałku do piątku jedną z tańszych opcji będzie zakup Tageskarty umożliwiającej przejazd wszystkimi środkami transportu po godzinie 9 (koszt to 52 chf).
Najbardziej opłacalną opcją byłby zakup Tageskarty w jedej z gmin, ale jest to dość trudne w przypadku spontanicznych wyjazdów.

Ceny biletów na kolejkę gondolową: http://www.oeschinensee.ch/sommer/gondelbahn/

Na miejscu istnieje możliwość wypożyczenia łyżew. W tym celu należy udać się na taflę jeziora (po prawej stronie), znaleźć swój rozmiar i zapłacić 8 chf/dorośli, 6 chf/dzieci. "Wypożyczalnia" dysponuje 250 parami łyżew.

"Lodowisko" będzie czynne dopóki nie spadnie śnieg. Przed wyjazdem warto na bieżąco sprawdzać czy warunki pozwalają na jazdę.

Jeśli ktoś już był pojeździć chętnie pooglądam zdjęcia :)

Pozdrawiam ciepło,
Panna D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz