wtorek, 25 kwietnia 2017

Przystanek II- Can Tho, część druga, pływający targ Cai Rang

Delta Mekongu- targ Cai Rang


Druga pod względem wielkości delta w Azji zaczyna się w okolicach Phnom Penh w Kambodży. Następnie rzeka rozgałęzia się na dwie odnogi: Bassac i Mekong. W dalszym biegu Mekong dzieli się na sześć kolejnych odłóg, a Bassac na trzy. Całość przypomina trójkąt.

Głównym środkiem transportu jest tutaj łódź. Domy, szkoły, restauracje, a nawet stacje benzynowe budowane są na palach, rytm dnia wyznaczany jest przez rzekę. Niestety będąc w Kambodży ze względu na porę suchą nie doświadczyłam widoku pływających wiosek. W Wietnamie też nie udało mi się dotrzeć do tych, w których całe życie buduje się wokół rzeki, ale dzięki długiemu pobytowi w Can Tho miałam okazję poobserwować życie nad Mekongiem.






W regionie tym występują dwa sezony: suchy i deszczowy. Nizinne ukształtowanie powierzchni sprawia, że tereny te stosunkowo często nawiedzają powodzie.

Największą atrakcją i głównym celem, dla którego turyści odwiedzają Can Tho są targi wodne, na których towary sprzedaje się wprost z łodzi i platform unoszących się na falach rzeki.
Największy targ w Delcie Mekongu znajduje się około 6 kilometrów od centrum miasta. By do niego dotrzeć przed innymi turystami wyruszamy już po godzinie 5. Półprzytomni płyniemy Mekongiem przyglądając się domom na wodzie, mieszkańcom, którzy szykują się do pracy, dzieciom, które zażywają porannej kąpieli. Do Cai Rang docieramy przed godziną 6. Targ jest już pełen życia i kolorów. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć!






Płyniemy pośród kolorowych łodzi pełnych egzotycznych owoców, warzyw i innych towarów. Dodatkowo na mniejszych łódkach działają prowizoryczne kawiarnie i restauracje. Po chwili podpływa do nas kobieta sprzedająca kawę, zaraz po niej inna, od której kupujemy owoce rambutanu, na końcu zaś podpływa do nas śniadanie- zupa Curry z tofu. Spożywam ten przepyszny posiłek równocześnie starając się obserwować  to, co dzieje się wokół. To chyba najdziwniejsze miejsce, w którym miałam się okazję stołować.





Na szczęście dzięki stosunkowo wczesnej porze nie musimy znosić widoku chmary turystów, wręcz przeciwnie, powoli i w spokoju przyglądamy się łodziom, ich mieszkańcom i pracownikom. Na kilka dni/tygodni właściciele łodzi wraz z rodzinami przenoszą tu swoje życie. Na tyłach łodzi można dostrzec suszące się pranie i przedmioty  użytku codziennego. Niestety z roku na rok liczba łodzi maleje, to skutek rozbudowy sieci dróg. Sprzedawcom nie opłaca się już handel w taki sposób. Ze smutkiem słucham tej wiadomości nie mogąc wyobrazić sobie, że być może za kilka lat ta jedna z największych atrakcji w Delcie Mekongu może przestać istnieć.

Może zdjęcia pozwolą choć trochę przybliżyć atmosferę tego niezwykle barwnego, hałaśliwego i ruchliwego miejsca.
















Po targu na wodzie czas na wizytę na targu na lądzie. Tutaj zapoznajemy się ze sposobami powstawania tofu, mamy okazję poznać nazwy ziół, owoców i warzyw, skosztować kokosowego ciasta ryżowego (jeden z moich ulubionych deserów), a także przyjrzeć się wszelkim stworzeniom- tym wciąż żyjącym i tym, które zostały już pozbawione życia. Widok żab obdartych ze skóry i pozbawionych głów, ale wciąż skaczących, bo jeszcze nie wiedzą, że nie żyją (i nie można im tego powiedzieć, bo by się wystraszyły!) wzbudza w nas obrzydzenie, ale stramy się je ukryć. W końcu co kraj, to tradycja. Mieszkając w Polsce omijałam podobne miejsca z daleka, denerwowały mnie tłumy i konieczność przepychania się. W Azji jest odwrotnie, w każdym miejscu, do którego przybywam, od dnia pierwszego szukam targów. Wszystko wydaje mi się tu interesujące, produkty, których nie widziałam nigdy na oczy,a  także ludzie sprzedający i kupujący. Najbardziej miłuję targi nocne, które kojarzą mi się z hałasem i najlepszym jedzeniem i to właśnie jedna z tych rzeczy, za którą tęsknię najbardziej.

moje ulubione ciasto


świeże tofu





to też jajka




Kolejnym razem powrócę do jednej z wiosek znajdujących się niedaleko Can Tho, gdzie podzielę się informacjami na temat najważniejszych miejsc. Miało być wszystko razem, ale trochę się tego nazbierało.

Miłego dnia!
D.

2 komentarze:

  1. Z wielką przyjemnością czytam Twoje opisy Wietnamu – przebija przez nie pasja, otwartość, potrzeba wchłonięcia wszystkich tych wrażeń, obrazów, zapachów, smaków! Aż chciałoby się do Ciebie tam dołączyć:D Co do smaków, to z zazdrością patrzę na te piętrzące się stosy owoców, stoiska ze street foodem, targowiska to też moje ulubione miejsca (chociaż w Afryce spędziłam na nich aż ZA dużo czasu!). Pływający targ mnie urzekł, a kiedy napisałaś, że coraz miej sprzedawców decyduje się na tę formę handlu, zaraz w mojej głowie zapaliła się lampka "Szybko, trzeba tam jechać zanim całkiem zniknie!".
    Mnie również marzy się Azja, a dzięki Twoim wpisom mam okazję zobaczyć ją jaka jest naprawdę, a nie tylko z wygładzonych zdjęć w przewodnikach i w google :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      dopiero dzisiaj zauważyłam Twój komentarz. Niezmiernie mi miło, dziękuję ślicznie! Azja jest niesamowita, moim marzeniem jest spędzić w niej kilka miesięcy i poznać ją jeszcze lepiej.
      To, co najbardziej mnie w niej zachwyca to otwartość i życzliwość i niesamowita atmosfera panująca w niemal wszystkich miejscach. Nigdy nie przypuszczałam, że moja wyprawa do Kambodży zapoczątkuje tak głęboką miłość.

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń